01 marca 2013

Muffinki!

          Chyba każdy z nas ma czasem ochotę na "coś słodkiego". Wtedy zaczynają się nerwowe poszukiwania choćby jednej, małej czekoladki albo ciastko. Często okazuje się, że nasza zachcianka nie może zostać spełniona. Co zrobić w takich sytuacjach? Opowiedz jest prosta- muffinki! Te babeczki to częsty przysmak w USA, Kanadzie, Irlandii i Wielkiej Brytanii, chociaż w Polsce coraz więcej ludzi po niego sięga. Niestety, najczęściej z gotowych pudełek oznakowanych hasłem "dodaj tylko". Trudno sobie wyobrazić, ile w tym jest chemii! A przecież wystarczy tak mało czasu i składników, żeby przygotować naprawdę smaczne, domowe muffiny. Oto prosty i smaczny przepis na nie, zaczerpnięty z serwisu "Moje Wypieki".


Składniki na masę:
- 100 g masła
- 100 g brązowego cukru
- 100 g mąki pszennej
- pół łyżeczki proszku do pieczenia
- pół łyżeczki sody oczyszczonej
- 1 łyżeczka kakao
- 2 łyżeczki kawy
- 2 jajka
- 1 łyżka likieru Amaretto

Składniki na krem:
- 250 ml śmietany kremówki
- 2 łyżki cukru pudru
- kakao do posypania


          W misie miksera ucieramy masło z cukrem, jajkami i kawą. Kiedy uzyskamy konsystencję masy, należy dodać pozostałe składniki (tj. mąkę, proszek do pieczenia, sodę oczyszczoną, kakao i likier) i miksować, dopóki wszystkie się nie zmieszają. Następnie wykładamy formę na muffinki dziesięcioma papilotkami. Równomiernie rozdzielamy ciasto pomiędzy papilotki. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni i wkładamy do niego nasze muffiny na 30 min. (do tzw. "suchego patyczka"). Następnie wyciągamy nasze ciastka i pozostawiamy do czasu aż wystygną.


          Aby zrobić krem musimy ubić śmietanę kremówkę, dodając do niej cukier puder. Potem każdą, zimną już, babeczkę ozdabiamy kremem śmietankowym i oprószamy kakao. Przechowujemy nasze muffinki w lodówce. Smacznego!


PS.- Czujecie już wiosnę w powietrzu? Już niedługo będzie można rozstać się z ciepłymi, ciężkimi kurtkami i przerzucić się na jakiś lżejszy outfit. Pora też wyciągać rowery z garażu i zacząć przygotowania do wielkiego czyszczenia po zimie!



24 lutego 2013

Niedzielne wypieki.


          Kiedyś niedziela była dla mnie czasem odpoczynku, relaksu. Niestety, wraz z rozpoczęciem się klasy maturalnej moje marzenia o pospaniu w ten dzień trochę dłużej niż do 7:00 odeszły w niepamięć. Gdyby nie poranna kawa, którą zawsze mam ze sobą na niedzielnych zajęciach, zapewne już kilka razy zdarzyłoby mi się przysnąć podczas wciągającego wykładu. Bynajmniej nie dlatego, że jest nudny, a raczej z mojej głupoty i oglądania, czytania i słuchania do późnych godzin nocnych. 
          Z racji tego, że w zasadzie od rana miałam dość pracowity dzień, postanowiłam nie oszczędzać się również w południe. Stąd też powstały moje niedzielne wypieki. Chciałabym okazać trochę skromności i powiedzieć, że nie wszystko wyszło mi tak, jak zamierzałam, jednak moje biodra po raz kolejny skazane są zagładę...



Tutaj widać tylko połowę chleba, ponieważ moja rodzina od razu się na niego rzuciła, zanim zdążyłam pójść po aparat. Aż wstyd mieć takich łasuchów w domu, chociaż przyznam się, że sama lepsza nie jestem, co zresztą widać na poniższym zdjęciu. Kanapka z chrupiącego, jeszcze ciepłego, pieczywa posmarowana serkiem kanapkowym i dżemem, podawana ze świeżą miętą, to zdecydowanie dobry wybór na dzisiejszą kolację. 
          Na początku tego posta wspomniałam o maturze. Z racji tego, że większość dnia upłynęła mi na przyjemnościach, pora wziąć się za robienie arkuszy, które grzecznie czekają na mnie na biurku. Miłego poniedziałku!

PS.- Czy posiadacie już mobilną wersję serwisu "Moje Wypieki"? Jeśli nie, to szybko ją ściągnijcie! Nie mogę się oderwać od tej aplikacji od wczoraj :).


/Kasia.

"The heroin diaries...", czyli wstrząsające zapiski lidera Mötley Crue.


          Od kilku dni Kasia próbuje nakłonić mnie do napisania czegoś na blogu. Mój dzielny opór powoli zaczął się łamać, więc postanowiłem, że spróbuje napisać coś od siebie. Długie godziny zajęło mi myślenie nad rzeczą najważniejszą, a mianowicie nad tematem mojego wpisu. Po wielu pomysłach, jakie przemknęły przez moją głowę- lepszych i gorszych, postanowiłem, że najlepiej będzie połączyć moje dwie pasje- czytanie oraz muzykę. Postaram się napisać trochę o  jednej z wielu biografii muzyków, które mam okazję czytać. Przeglądając moją biblioteczkę w poszukiwaniu idealnej lektury natknąłem się na lekturę, do której powracam wielokrotnie.
 

            Jest to książka Nikkiego Sixx'a pt. "The Heroin Diaries. A year in the life of a shattered rock star". Wielu z was zapewnie zada sobie pytanie, kim w ogóle jest ten Nikki?! Tak więc zaraz wam to wytłumaczę. Nikki w Polsce nie jest znany, jednak jeśli już ktoś go kojarzy, to pała do niego sporą niechęcią, ponieważ jest to tzw "pudel". W Ameryce sytuacja wygląda o wiele inaczej. W swojej ojczyźnie Sixx'a uważa się za legendę muzyki z pogranicza Rock/Metalu, ojca sukcesu legendarnego Mötley Crue. Śmiało można powiedzieć, że jest on ikoną tego gatunku. Nikki to człowiek, którego dziś ciężko zdefiniować. Prowadzi swoje audycje w radiu, jest cenionym fotografem, którego zdjęcia publikuje m.in "New York Times" oraz czołowym członkiem Mötley Crue, jak również pobocznego projektu o nazwie "Sixx Am", o którym więcej powiem za chwilę. 25 lat temu sytuacja wyglądała odrobinę inaczej... Głównym hobby Nikkiego były pochłaniane w hurtowych ilościach narkotyki. Tu wracamy do naszej książki. Jest ona pamiętnikiem z roku 1987, gdy wspomniany Nikki dwa razy uznawany był za martwego. Znaleziony po latach na strychu zeszyt z zapiskami z tego czasu stał się Bestsellerem New York Timesa, co mówi samo za siebie. Raz śmieszne, raz przerażające opisy codzienności rockman'a u szczytu sławy swietnie uzupełniają się z współczesnym komentarzem samego Sixx'a jak i innych ikon swiata muzyki takich jak Slash (Guns N' Roses), Tommy Lee (Mötley Crue) czy Tom Zutaut (nie znany szerszej publiczności lecz w branży muzycznej absolutna legenda). Człowiek, który przemierzajac kluby Los Angeles w latach 80, odkrył wielkich Mötley Crue, a kilka lat pózniej jeszcze większych Guns N' Roses. Dzieło Sixx'a skłania do refleksji i chwili zatrzymania. Pokazuje szybką drogę w dół, z której powrót jest szalenie trudny. Książka wspaniale uzupełnia sie z nagraną do niej ścieżką dźwiękowa przez zespół Sixx Am (click.), o którym wspomniałem już wcześniej. Jedyny minus tej książki to ogromna trudność w kupieniu jej w naszym kraju, dzięki niezbyt przychylnej opinii na temat tego artysty w Polsce, nie została przetlumaczona i wydana w naszym państwie. Jedyną możliwością jest zatem kupienie jej przez zagraniczne strony, takie jak "ebay". Może droga nabycia tego "pamiętnika" nie należy do najprostszych, jednak sądzę, że książka ta rekompensuje wszystkie trudności. 
 
            Zachęcam tez do przesłuchania płyty Sixx Am która swietnie oddaje całą atmosferę lektury oraz, z czysto muzycznego punktu widzenia, jest świetnie zagrana, co z resztą staje się oczywiste, gdy w projekcie uczestniczy Nikki Sixx, DJ Ashba (Guns N' Roses) oraz świetny James Michael. Naprawdę warto pochylić się nad tym dziełem, ponieważ nie ma drugiej książki, która od środka ukazuje życie gwiazdy rocka ze wszystkimi pułapkami i demonami.

/Filip.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...